Sunday 9 November 2014

I feel that I should write in Courier. 
Feels more like a story. I feel like a writer. Even though it's neither. 
But it looks good.

I will be out of London in 4 weeks... 

I'm scared. 

Wednesday 29 October 2014

Jak to zrobic, zeby miec motywacje?
Za okolo 7 tygodni wynosze sie z Londynu. Nie, nie wyprowadzam, nie kulturalnie, zorganozowanie, gladko i wiadomo po co wiadomo dokad. Wynosze sie, bo juz tu byc nie chce. Bo pewnie spale wiele mostow i zostawie za soba kupe gratow i znajomosci w zawieszeniu. Nie mam czasu na planowanie. Podczas planowania i organozowania sie odechciewa.
Bo nawet chwilowo mam prace, ktorej nie nienawidze, chociaz dalej w sektorze, w ktorym nigdy juz wiecej wolalabym nie pracowac. Ale nie skreca mnie na sama mysl o tam pojsciu. I nie wiem jak mam im powiedziec, ze odchodze. Ze wyjezdzam nawet.

No wiec mam te 7 tygodni, okolo. To sie rowna jakies 14 dni wolnych, okolo. Wynioslam juz duzo ubran i ksiazek, drugie duzo mi zostalo. Zwlaszcza ksiazek. Musze posprzatac pokoj, zrobic zdjecia do ogloszenia. Zamknac wszelkie rachunki, dac wymowienie z pracy. Ba, musze sobie jakas forme ewakuacji z tego pieknego miasta zapewnic, dylizans.
No ale poki co siedze w lozku, z bolem gardla, nie mam mleka do kawy ani nic na sniadanie. Na obiad mam duzo, ale kto je brokuly na sniadanie? No i tak sie zebrac nie moge. Boje sie. Boje sie nie byc w Londynie. Wiem, ze tam gdzie bede bedzie fajnie. Beda nowi ludzie, bedzie inny jezyk, bedzie spokojniej, blizej, przytulniej, taniej. Ale nie bedzie to Londyn. Jestem tu juz za dlugo, wszelkie moje uczucia na temat miasta sa raczej negatywne. Silnie negatywne. Nie wiem.
Boje sie, ze bede tesknic za bardzo. Nie za ludzmi, nie za miastem, za niczym w szczegolnosci nie wyobrazam sobie tesknic. Tylko tak ogolnie. Czuje, ze przegralam. Ze Londyn mnie przezul, polknal i wysral za krzakiem. A przeciez taka bylam dzielna. Skonczylam studia, nie zrobilam kariery, nie mam chlopaka ani pieniedzy. Nie udalo mi sie w Londynie. Tylko, ze jak juz kupie ten bilet w jedna strone to bedzie juz takie na pewno. A ja sie boje wszystkiego, co na pewno. Na pewno zobowiazuje i zmusza do dzialania. A ja mam niemoc.

Tuesday 28 October 2014

Nadszedl ten moment, kiedy juz nie moge. Doslownie. Nie wiem w jakie piekne slowa ubrac mozna niemozenie. Nie chce byc w Londynie. Nie chce zyc moim obecnym zyciem. Nie chce codziennie po przebudzeniu sprawdzac co na Facebooku, Instagramie, Twitterze pana, ktory mnie nie chcial i nie zechce. Nie chce byc zalosnym strzepkiem dziewczyny, ktora kiedys byla ladna, zdolna, pewna siebie i adorowana przez chlopcow i dziewczeta bez wyjatku. Teraz jest smutna, zamyslona, czesto pijana i nienawidzi zycia. Do ludzi wychodzi tylko, zeby powiedziec im jak jest beznadziejnie. Nie ma checi, sily, motywacji zeby ladnie sie ubrac, pocwiczyc, znalezc hobby, usmiechnac sie czesciej.
Wyjezdzam z Londynu okolo swiat. Jak kiedys napisala dawna kolezanka blogerka 'this country has nothing more to offer'. A moze ja nie mam nic do zaoferowania temu miastu czy panstwu. Kwestii nauki i pracy nawet nie porusze, bo pewnie wbilabym noz w monitor, a na pewno paznokcie w skore i zacisniete zeby pokruszylyby sie na miliony drobnych kawalkow. Pojade do mniejszego miasta gdzies w Niemczech. Posiedze, odpoczne, odswieze niemiecki, pomysle co dalej.
Bo nie jest dobrze i nic ku lepszemu nie idzie.


Tuesday 14 October 2014

Korea

Korea dzien szosty.
Przyjechalam i bylam zadowolona jakies 20 minut, dopoki nie opuscilam terminalu i nie poszlam do bankomatu, gdzie okazalo sie, ze nie moge wyplacic pieniedzy. Poszlam do jeszcze 5 bankomatow na lotnisku, zaden pieniedzy nie dal.
Przyszedl Patrik i oswiadczyl mi, ze ma sporo zajec w uni i nowa dziewczyne, wiec praktycznie bede sama sobie wycieczke przezywac. Troche wkurw, bo przeciez 'can't wait for you to come', 'it's gonna be amazing' i w ogole, ze jako, ze to jego ostatnie 2 miesiace w Korei to pojezdzi ze mna, zeby porobic zdjecia, pokrecic filmy i w ogole zeby bylo fajnie. Wkurw, ide spac.





No i juz mialam pisac posta nie o Korei, ale o tym, jak zawiodlam sie na dlugoletnim znajomym, jak wszystko bylo nie tak. Bo niestety mam jakas okropna skaze, ktora nie pozwala mi odczuwac pozytywnych uczuc. Albo jest fatalnie, albo nie jest zle. Nigdy nie jest dobrze, fajnie czy przyjemnie.

Siedze wlasnie na lotnisku w Helsinkach czekajac na transfer do Londynu.
Za jakies dwa miesiace rozpoczne nowe zycie w nowym kraju. Nie wiem jak bedzie, na pewno bedzie inaczej. Taniej, wolniej,  mniej bezosobowo. Nie moge i nie mam sily tkwic w miejscu, w ktorym codziennie budze sie zmartwiona, smutna, a w sercu mam jaskolczy kurwa niepokoj, bo nie mam pracy porzadnej, bo pieniedzy nie starcza, bo znajomi czy wspollokatorzy nie tacy, bo zawody wszelkie sercowe i socjalne i w ogole ciagle zle. Od dwoch lat mam kryzys wszystkiego. Nie wiem czy przeprowadzka pomoze, ale raczej nie zaszkodzi. W najgorszym wypadku dalej bede pracowac w knajpach, ale chociaz jezyka sie naucze. Zobacze cos nowego, pooddycham powietrzem o zdecydowanie mniejszym zanieczyszczeniu.
Mam nadzieje, ze problem nie jest we mnie zakorzeniony na tyle, ze bede go targac ze soba gdziekolwiek pojade. Mam nadzieje, ze wraz z opuszczeniem Londynu opusci mnie niepokoj, niemoc i niechec.


Post o Korei moze bedzie. Bo chyba powinnam pisac bloga w ramach autoterapii. Wtornie nauczyc sie mowic o rzeczach pozytywnie. Zmusic sie, wytrenowac. Moze i beda posty retrospektywne z Islandii na przyklad. Spelnilam dlugoletnie marzenie, a jedyne co mialam wtedy do powiedzenia, to ze bylo ladnie, nie tak zimno jak sie spodziewalam, i ze nie mam teraz pieniedzy.

Koniec tego. Ilez mozna byc jeczydupa.

Saturday 12 July 2014

Tak bardzo chciałabym być fajna. Mieć fajne życie, fajne ciuszki, ładne nóżki i robić śliczne zdjątka moim super aparatem.  A nie jestem. Byłam kiedyś, tak trochę. Bo byłam jakby dość mądra, oczytana wręcz, zdjątka robiłam, choć średnie. Teraz mam grube nóżki, Samsunga S4, instagram zawalony zdjęciami barów, piwska, wiecznego kaca i smutności.

I pracuję na trzy prace nie w zawodzie.
I jeżdżę na zbyt wiele urlopów.
Bo pracuję trzy prace, żeby móc jeździć.
Bo jeżdżenie umożliwia mi niebycie tu.
Bo bycie tu mnie nie cieszy.