Saturday 27 August 2011

no dobra, to coś napiszę. chłopiec w pracy, a ja mam ochotę pisać. coś, cokolwiek. jako, że nie mam chwilowo biurka w pokoju (mam za to wielki burdel) to nie mogę się zabrać za nic. bo ja, moi mili, jestem osobą biurkową. biurkopotrzebującą. biurkozależną. bez biurka nie umiem się uczyć, czytać, pisać, nawet przeglądanie internetu wychodzi mi słabo. nie robię też zdjęć, bo potem nie mam biurka, by je przy nim przeglądać.
tak więc biurka nie miawszy (?!) siedzę na łóżku, choć właściwie bardziej w łóżku i bardzo mnie to irytuje. wszystko ostatnio robie w łóżku, co sprawia, że robi się z niego niehigieniczny barłóg. niefajnie, nieładnie, nie lubię.
biurka nie mam więc, bo wystawiłam na wakacje, bo zajmuje miejsce. a teraz nie wstawiam, bo ohohoh... przeprowadzamy się!! ooo tak, przeprowadzamy się w ramach naszego własnego mieszkania, z pokoju na dole do pokoju na górze. dodam, że mamy jeno dwa pokoje, więc przeprowadzka to iście szalona. ohohoho. nie mogę się doczekać! a, bo się współlokator wyprowadza. już zaczął trochę z nami konwersować, średnio 10słów na dobę, jest w pytę.

ja natomiast postanowiłam wziąć się za siebie . w czego ramach zapisałam się na siłownię, nie pamiętam kiedy jadłam chleb, makaron, ryż czy ziemniaki. no ok, jem ryż w sushi, ale to malo i za darmo w pracy, więc nie można ominąć. i tak sobie chodzę na tą siłownię i tak siódme poty wylewam i nie wiem, czy cokolwiek mi to daje. zakupiłam również zestaw specyfików na grube dupsko. o rezultatach poinformuję jeśli takowe zauważę. a póki co wiem tyle, że wygląda ładnie, pachnie beznadziejnie, ale dupka i udziska gładziutkie jak nowonarodzone ;)
o taki!

a oto przejazd po moim pokoju w stadium "nie do konca rozpakowana od wprowadzki, nierozpakowane graty chlopca, brak szafy, ale kupimy po przeprowadzce na gore, skladamy te rzeczy codziennie i codziennie sie namnazaja" + smieci i pierdoly, bo siedzac w lozku rozrzucam wszystko dokola. endżoj!!



ps. tak, tam stoi slodzik!

Wednesday 24 August 2011

wydaje za duzo pieniedzy na azjatyckie kosmetyki. od kiedy pracuje z chinka, ogladam youtube (NIGDY wczesniej nie weszlam tam inaczej niz z linka na fb lub po piosenke) i czytam rozne pierdy usilnie probuje byc piekna. dobrze, lepiej pozno niz wcale. w wieku 25lat dowiedzialam sie, ze jeden krem na wszystko to za malo ;)
zobaczymy co z tego bedzie... poki co, nie moge wiecej pisac, bo mam na skypie, chlopiec w drodze i ogolnie wstalam z mej beauty nap, po ktorej wygladam jak siodme dziecko stroza. bis bald. moze nawet beda fotki.

EDIT:
jako, ze wciaz nie bardzo moge pisac, pokaze na co wydalam ciezkie miliony. paczka dojdzie pewnie za 3miesiace, a rzeczy okaza sie kompletnym szajsem. oh well.

plecaczek, bo zaczynam nowa szkolke i jestem wielce podekscytowana!
spodniczka, bo nie mam wielu. pewnie i tak nie bedzie pasowac do niczego, co posiadam, albo w ogole nie bedzie pasowac na me dupsko. dam znac!
tutaj niestety tylko pasek, choc sukienka sliczna i urocza. azjatyckie kiecki jednak maja to do siebie, ze nie siegaja dalej niz zwisajacy swawolnie sznurek od tamponu. embarrassing. (nie, nie chodze z dyndajacym sznurkiem, to wyrazenie obrazotworcze, dla nakreslenia sytuacji ;)
kolejny plecaczek, w razie by tamten pobrudzil sie lub zwyczajnie rozpadl, czego spodziewam sie rychlo i bede odmierzac czas. szajs o szajs.
blezerek, bo nie mam, zgubilam.

Saturday 13 August 2011

nie wiedzę i nie czuję potrzeby pisania codziennie. choć czasem czuję. z drugiej strony, moje pisanie jest o niczym. niczym kompletnie, gdyż w moim jakże wspaniałym i barwnym życiu NIC się nie dzieje. choć pewnie w oczach innych dzieje się dużo... no ale przecież nie zamieszczam pięknych kolorowych fotek, nie mam kanału youtube (tzn mam konto, ale nie filmuje się ;) nie udzielam też cudownych rad w dziedzinie mody i urody. poza mieszkaniem w londynie i studiami nikt nie ma mi czego zazdrościć = nie jestem pożądaną osobowością internetową. jednakowoż, wczoraj i dziś byłam gwiazdą telewizji TVN . pan redaktor Wojtek przyszedł do mnie do domu i nagrał mnie zmywającą gary, patrzącą w zaczadzone niebo nad wschodnim Londynem i pieprzącą od rzeczy o czymś, o czym mu już wczesniej 3razy opowiadałam przez telefon, więc wyszło słabo i nieelokwentnie. i byłam nieubrana telewizyjnie, bo myślałam, że on wpada na kawę ino, nie na reportaż. tak dzi siak dziatwo, biegiem do TVN24 i wyglądajcie żałosnego dziewczęcia na dachu w bluzce w oczy. w programie 'to był tydzień' bodajze. tadaaam! *facepalm*

Tuesday 9 August 2011

niewiele mam do napisania w temacie zamieszek w londynie. jest zle.
proponuje przeczytac: TEN WPIS

a to wydarzylo sie na moich oczach... i poszli troche w gore ulicy wciaz kopiac, rzucajac i rozbijajac szyby w sklepach..

Monday 8 August 2011

właściwie to nie mam nic do powiedzenia. moim nowym współlokatorem zostanie Harri, hiszpan który ze mną pracuje.
mój obecny współlokator nie odzywa się do mnie i chłopca czwarty dzień, bo nie poszliśmy z nim na festiwal, który kompletnie nas nie interesował, nie znaliśmy nikogo kto grał i w ogóle za drogo. foch niczym rozkapryszony dzieciak. w smsie napisał tylko, że jesteśmy beznadziejni i pojebani. może i dobrze, że się wyprowadza...

kupiłam też kolorowe/większe soczewki do oczu. wyglądam jak naćpana :D
a dziś idziemy na MORRISSEEYa!! <3


tak był 10lat temu. ide ładować iphona i nagram też, a co! kochaaaam!

a tak na Glasto. ale glasto fuj, zawsze bloto po kolana ;)

Tuesday 2 August 2011

jestem uosobieniem marudnosci. w encyklopediach i slownikach wyrazow obcych moje zdjecie wklejac powinno sie przy haslach typu "gderać, marudzić, pomstować, truć, zrzędzić, grymasić, marudzić, wybrzydzać". bo wszystko jest zawsze ok, ale zawsze jest jakos do dupy. radosc nie rozpierala mnie chyba nigdy... czasem sie wzrusze, to fakt, ale glownie jak komus cos dobrze pojdzie. jak dziecko w wieku przedszkolnym spiewa w xfactor poruszajaca piosenke dla doroslych albo jak widze piekne zdjecie z pieknego miejsca, w ktorym nie bylam i prawdopodobnie nie bede, bo jestem zyciowo niezaradna i nie umiem zabookowac sobie hotelu. lot owszem, ale dalej nic.

to wlasnie sprowadza ma mysl do problemu nad ktorym glowimy sie ostatnio z chlopcem. WAKACJE! bo przeciez w uk pada, a jak nie pada to duszno i lepko i pewnie zaraz padac bedzie. w polsce na wspanialym i szalonym wyjezdzie tygodniowym bylam, a i owszem. za 250 funtow ryanairem w przemilym towarzystwie polskich mariol i danieli w odswietnych lacostach, pumach czy innych bialych skarpetach, przy akompaniamecie wrzeszczacych niemowlat i dzieci w wieku przedszkolnym, w oparach bulek z jajkiem i kielbasa torunska. och przygodo! i to wszystko po to, by bite 7dni przesiedziec na wiosce kaszubskiej bez internetu w iphonie (nikt nie zna hasla) w deszczu, bez auta i mozliwosci wydostania sie z owej. jest jeden autobus dziennie do gdyni, ale moj nie przyjechal... wypad na wskros nieudany. jednakowoz co sie naogladalam "mody polskiej" to moje!

widok z okna samolotu po wyladowaniu. radosc w tamtym momencie zdecydowanie mnie nie rozparla...
ale byl smietniczek, ktory przywolal wspomnienia licealne *lezka w oku*
moda polska obuwnicza <3



tak wiec planujemy pojechac gdzies na urlopik... 5 dni moze, gdzies zeby byla plaza i woda i slonce i tanio! (Ula ratuj! albo ktokolwiek inny kompetentny..)

z problemow dnia codziennego... Szukam wspollokatorow! bo moj przewspanialy jeszcze-obecny-ale-wkrotce-eks-wspollokator nie umie na dupie usiedziec. historia cala zbyt zawila i zenujaca, zeby w calej rozciaglosci ja opisywac... w skrocie: rzuca prace w jednym z lepszych biur architektonicznych w UK zeby zamieszkac w warszawie, nie pracowac i probowac zdobyc dziewczyne, ktora ma swojego chlopca i generalnie go nie chce. innymi slowy: marnuje sobie kariere i bedzie w plecy kilka miesiecy swiatowego zycia ;) och, co tam, gudlak!

a ja jestem z siebie dumna, bo po ponad trzech latach mieszkania w UK zapisalam sie dzis do lekarza! bylo wazenie, mierzenie, porady zyciowe i badanie siczka... wniosek: za duzo pije i jestem grubasem. ale mi nowosc... phi.




piesiunio na poprawienie humoru :)