Zginęły mi buty. Lat temu chyba sześć kupiłam w Daichmannie (lata biedy studenckiej olsztyńskiej biedniejszej niż londyńska) super świetne kozaczki. Leżały sobie tu na wiosce i czekały na lepsze czasy, powrót do łask i ciepełko mej koślawej stópki. Kiedy te trzy postanowiły zgrać się w czasie i przestrzeni i zimą roku pańskiego 2011 kozaczkom żywot przywrócić, okazało się, że owych nie ma! Wcieło, wsiąkły, ślad zaginął.. Baj baj kozaczki, muszę chodzić w maminych, bo przyjechałam w jednych butach jeno niczym to dziecię na polu na wykopkach, ta żona niewierna co w tym, w co odziana z domu wygnana będzie. I w moim vintage płaszczyku, co śmierdzi umrzykiem i kołnierz ma z wyliniałego kota. Jestem stajlisz. Matka z ojcem na msze daja za nawrócenie mnie na polaczkową modę i "ładne się ubieranie". Pierdole, nie mam kozaczków. Płaszcze cienkie i drogie i bez kociego ogona. Niełatwa ta moda zimowa...
a kiedys nagralam leniwy chod mego psa. prosze o tu tu:
nie znam sie na jutubie.
jest i mamcia...
ReplyDeleteano nie łatwa. choć i tak 6 lat w wykonaniu deichmanowskich kozaczków to jakiś cud, bo u mnie ledwo jedną zimę były w stanie wytrzymać (no chyba, że jestem pogromcą butów)
ReplyDeletewyjebany w kosmos ten twój pies ;) .chrzanić kozaki,ubierz sandauy! będziesz HIPSTEREM.
ReplyDeleteNo ładnie, ładnie. Pomyśl o ludziach co nie mają blogów, a czytają jedynie cudze - Ci to maja nudne zycie, czyt. ja ;-)
ReplyDelete