siedze w samolocie do Londynu. boje sie. pierwszy raz w zyciu mam w sobie taki strach. zawsze wyjeżdżając z domu mam wrażenie jakbym zostawiala tam wszystkich na jakas ciężka pastwę losu. jakby po moim wyjeździe miało sie stać cos bardzo złego.. nie wiem na ile to moje paranoje a na ile faktycznie cos sie dzieje.. nikt mi nic nie mowi. jeki, steki, wzdychanie ale kiedy pytam mówią, ze wszystko jest w porządku. babcia coraz słabsza, niby nic jej nie jest, ale widać, ze nie ma juz sił.. boje sie i martwie o nią. boje sie i martwie o rodziców. siedzą sami na wiosce odległej nieco od reszty rodziny.. tęsknią za mna. nie maja nikogo i nic innego. nie chca miec. wciaz nie rozumiem dlaczego wyprowadzili sie z rodzinnej miejscowości.. przynajmniej nie byliby sami. moze i tęsknota za jedynym dzieckiem byłaby lżejsza do zniesienia. mam wrażenie, ze to jakies ich skłonności autodestrukcyjne, ze jak nie moga miec mnie, nie chca miec nikogo.. a ja, nawet gdybym była w polsce, nie mieszkała bym przecież w domu obok, nie jezdzilabym do nich duzo częściej niz teraz.. pewnie tylko nie pozwolilabym im wyprowadzić sie tam, gdzie teraz mieszkają.
wizyty tam nie są tez łatwe dla mnie. cieszę sie, ze zobaczę rodziców, wiem, ze oni bedą sie cieszyli.. przez dwa dni, a potem zaczynaja mnie traktować jakbym miała znow 6lat.. tak
mam sie ubrać, tak uczesac, isc do kościoła, do spowiedzi.. nie pomagają rozmowy, musze zacisnąć zeby i godzić sie na wszystko. zeby nie bylo awantur, płaczu i zeby miec jakotaki spokój. ich dom jest obcym domem dla mnie, w wiosce nie znam i nie poznam raczej nikogo, z wioski jeden autobus do gdanska, do gdyni podróż zajmuje godziny.. jeżdżę tylko do
nich. nie spotykam sie z nikim, nigdzie nie wychodze.. i tylko siedze tam o martwie sie. mam wrażenie, ze wszyscy są umierający. czesto taka panuje atmosfera. nie wiem czy ma to wzbudzić we mnie strach czy współczucie, czy chca mnie tym do polski ściągnąć, do nich, zeby przy nich siedziec na wsi i marnować jakiekolwiek szanse na normalne zycie i moze
jakas karierę zawodowa? kiedy mowie o tym, mówią ze nie, ze mam sie uczyc, ze lepsza praca za granica, ze rozumia, chca mojego szczęścia i powodzenia.. a potem 2dni przed wyjazdem płacz, bóle serca, rozmowy o ciężkich chorobach, umieraniu, testamentach..
boje sie odbierać telefon. od zawsze, od małego. boje sie złych wieści. mam straszne sny o strasznych rzeczach, nie moge skupic sie na niczym.. jak dluzej nie ma mnie w domu troche o tym zapominam. najgorszy jest pierwszy tydzien po powrocie do UK. nie wiem czy da sie ta sytuacje rozwiązać, reszta rodziny tez jest bezradna.. nie da sie do nich dotrzeć. ich miłość zezre od srodka i ich i mnie... trudno jest wracać i wyjeżdżać z "domu".
i jebany blachor cała drogę kopie w mój fotel.
chyba jestem w stanie to zrozumieć :| ale dochodzę do smutnego wniosku,że tak naprawdę NIKT pośród mych znajomych nie ma normalnej rodziny...cokolwiek by to nie znaczyło.
ReplyDeleteAle dobre jest to,że 'masz' ldn,że czujesz się tam jak w domu :) no i nawet kochającego chłopca na kacu ;) ale i tak wielbię twoje jojczące notki ;p
taka to polska mentalnośc. moi dziadkowie na każdej imprezie/grilu/weselu snują opowieści na temat ile to operacji nie mięli i ile razy nie byli w szpitalu i na co nie chorują - gwóźdź programu, same smuty...
ReplyDeletepozdrawiam ;*
Lexi. Niby nie do końca tak to jest z tą polską mentalnością,moja babcia podchodzi pod 80tkę,jest po bypassach,a marudzi tylko w domu i to tylko kiedy ciśnienie jej skacze :< or sth.
ReplyDeleteMyślę,że to nie kwestia tyle polskiego charakteru czy wieku danej osóbki (uogólnienie spore) co tej cholernej szarzyzny za oknem....:/
ja nie wiem czy to polska mentalnosc czy moich rodzicow... czasem wydaje mi sie, ze mowia tak tylko po to, zeby mnie jakims poczuciem winy sciagnac czym predzej z powrotem do pl. nigdy nie dowiem sie na prawde co i jak, bo kiedy pytam to mowia, ze wszystko spoko, a jednak wciaz stekanie i teksty typu 'niedlugo kopne w kalendarz'. slabe kuzwa zarty...
ReplyDeleteja tez sie boje odbieracc telefon, zawsze mysle ze ktos umarl...
ReplyDeleteteż nienawidze powrotów do UK po jakimś czasie spędzonym w Polsce... i nienawidze kiedy rodzice przyzwyczają się do mojej obecności, bo po jakimś czasie znów staje się ich 5 letnią dziewczynką. to chyba normalne dla wszystkich rodziców, oni muszą mieć kontrolę.
ReplyDeletestraszne jest też to, że pewnym czasie spędzonym w UK można bardzo wyraźnie zobaczyc tą dobijającą mentalność polską... może u mnie nikt z każdym moim wyjazdem nie umiera, ale świat prawie się kończy, nic dobrego się nigdy nikomu nie przydarzy i wszyscy zapadną na nieuleczalne choroby. nienawidzę tego. chyba za dużo "nienawidzę" w moim komentarzu...
To miłe dowiedzieć się, że nie tylko ja mam podobne refleksje po powrocie do Londynu. Też leciałam 26. To cud, że w ogóle weszłam do samolotu, gdyż grupa rodaków niczym stado szrańczy gnała do obydwu bramek - prioRYTY i nie prioRYTY.
ReplyDeleteZamiast kopiącego bachora, miałam za sobą grupkę chłopców ‘z budowlanki’ aktywnie korzystających z dóbr strefy wolnocłowej.
Może też powinnam pisać bloga, ale oskarżyłabyś mnie o plagiat ;)
Pozdrawia jedynaczka z wioski, studentka kings i człowiek porażka vol II.
Paulina
paulawas@interia.pl
@Paulina damn, myslalam, ze jestem unikatem ;)
ReplyDeletepewnie mamy zajecia na innym campusie... ja glownie FWB na Waterloo. jak sesja? ja jak widac ucze sie pilnie spedzajac czas wszedzie, ale nie nad ksiazka...
co do samolotow z rodakami: mialam panow z budowlanki wszedzie dokola jak lecialam do polski, byly teksty o "dupach", trafne i oryginalne ksywy typu "lysy/gruby/chudy/dlugi/malina..." i plany szalone na imprezy pewnie w wioskach pod koszalinem ;) ach... urocze.
A ja myślałam, że tylko ja mam takie problemy ;) miło, miło!
ReplyDeleteja mam w FWB i WBW na Waterloo. ożesz,czemu miłych osób nie napotykam, jeno bandę rozwrzeszczanych azjatów w canteenie i angoli-ignorantów ZAWSZE popychających za szybko te drzwi obrotowe w FWB?!
egzaminow nie mam, ale 14 000 tys słów in total do połowy stycznia, ech. robisz na full czy part time?
oj, tak polish builders, love it. teraz czytam właśnie książkę o rodakch w uk i trochę mnie to przeraza "the great polish influx has brought to Britain improved plumbing, kielbasa (that terrific Polish sausage) and a new hybrid language: Ponglish, a curious admixture of English and Polish"
plumbing, kielbasa i nieznajomość języka. bye bye kariero
trzymaj sie,P.