Tuesday, 13 September 2011

dobrze więc, napiszę. tylko nie bardzo wiem co i o czym.
o tym, że w piątek po raz kolejny będę bezrobotna, kolejny raz odchodząc z tej samej pracy, lecz może nie na długo, bo zaproponowano mi ćwierć lub też dwie ósme czy cztery szesnaste etatu, które to miałoby się rozpocząć nie wiem kiedy, więc pocieszę się bezrobotnością przez pewnie tydzień jakiś.
pocieszę i pomartwię. pomartwię, bo coś mi się srodze wydaje, że jednak te studia nie będą takie piękne i gładkie jak undergraduate. semestr rzekomo 12miesięczny, ale chyba tylko od września do maja. zajęcia codziennie od 9 do 17 lub 18, z okazjonalnie wolną środą. kupa materiału do nadrobienia, z racji, że chemicznobiologicznych przedmiotów nie miałam zbyt wielu, a w stopniu zadowalającym ostatni raz były one nauczane na olsztyńskiej weterynarii, lat temu 4 prawie. i jeszcze większa kupa materiału nowego do ogarnięcia, wymyślenie i przeprowadzenie projektu, napisanie o nim opasłych tomów pracy zaliczeniowej i niemiłosierna frustra wynikająca z braku dochodów. no bo przecież z tego całego uczęszczania i przyswajania nie starczy mi czasu i siły i intelektu na podejmowanie kolejnej odmóżdżającej pracy w branży restauratorskiej z chinczykami, algieryjczykami, brazylijczykami i przedstawicielami innych nacji wątpliwie mówiących w jakimkolwiek innym języku niźli ich ojczysty.
tak więc bezrobocie, frustra, bieda i kochane pieniążki przyślijcie rodzice. i bojfrendzie. i wszyscy święci. bo w londynie tanio nie jest.

a póki co pomykam codziennie (z wyłączeniem niedziel i świąt państwowych) na siłownię/siłkę/pake, a efektów jak nie było tak nie ma. może nieco smuklejsza talia, może nieco. bardzo nieco. jeszcze bardziej może.

a oto dowód: ja i siłkowy kącik pindrzenia.


poza tym stara bida. nie piję, nie palę, mam chłopca, jaram się azjatyckimi kosmetykami i serialami i nie robię nic z długiej listy rzeczy, które robić powinnam. głownie nie przeglądam książek ze szkoły sugerowanych na lato jako catch up. robię za to dużo niepotrzebnych i nieładnych zdjęć na instagramie. tjaaa.... ja mam 25lat. i siano we łbie.

zostawiam zatem 'szanowny państwo' (cyt. Kononowicz Krzysztof) z wizualizacją:


moja praca o poranku.


moje śniadanie. jeszcze bardziej o poranku.


psia torba z etsy. najpiękniejsza <3


koci suwenir z japonii. nielubiekotów.


mój chłopiec i jego ręka. z wieczora.

tadaaam!

EDIT: tak się również zastanawiam, czy by może nie popisać sobie po angielsku czasem.... bo mowić umiem już ledwie (od tych wszystkich chińczykow i brazylijców) a pisze tylko eseje... anglojęzyczne blogi zazwyczaj umierały mi przy około piątej notce. yay or nay?

4 comments:

  1. zamulasz. przynajmniej kontynuujesz kierunek który sama wybrałaś i jest zgodny z Twoimi zainteresowaniami ( o ile dobrze zrozumiałam);)
    Moja wizja komisu mnie wykańcza , a zważywszy na to że nie jestem na medycynie a moja uczelnia to nie Sorbona czuję do siebie wielki obślizgły niesmak,o strachu nie wspominając.
    Masz Londyn,chłopca,zajebisty kierunek,umiesz pisać tak,że chce sie to czytać - >więc nie jojcz:P
    psia torba miażdży ^^

    ReplyDelete
  2. Co do ostatniego, to jesteś ciekawa, a w Twoich notkach coraz częściej zauważałam podobieństwo do moich myśli haha :D Pozdrawiam! :)

    ReplyDelete
  3. a mi się podobają te instagramowe fotki :)
    prześliczna torba. pozdrawiam

    ReplyDelete
  4. post mi bliski... też "nie robię nic z długiej listy rzeczy, które robić powinnam" !!! źle mi z tym, a im częściej się nad tym zastanawiam, tym głębiej zamiatam problem pod dywan :( lenistwo... :(

    pozdr. AL

    ReplyDelete